Amsterdam, miasto rozkoszy.

Na temat Amsterdamu krąży wiele historii, od tych pikantnych do tych prostych na temat frytek. Jednak dla wielu Amsterdam to tylko i wyłącznie miasto rozkoszy.

Wybierając się do innego kraju, zazwyczaj szukam wegańskich knajp, sklepów z płytami winylowymi, ciekawych historii. Tym razem pogoda mnie przytłoczyła i pomyślałam, że jakoś to będzie, dobrze nie było.

Moje zakwaterowanie było dokładnie w centrum, niedaleko dworca Amsterdam Central. Na miejscu okazało się, że dominujące jedzenie to typowe angielskie śniadanie (jajka,masło i bekon), frytki, kebaby i włoskie restauracje.

Jedzenie w biegu.

Wielu ludziom nie przeszkadza jedzenie w biegu. Ja tego nienawidzę. Byłam pewna, że po drodze na pewno coś znajdę. Staram się nie jeść w miejscach, gdzie serwuje się mięso, tym razem było to prawie niemożliwe. Opcje wegetariańskie dostaniecie prawie wszędzie, wegańskie trzeba wyprosić, najlepiej udając alergię.

Kultowe Frytki.

Pierwszego dnia stwierdziłam, że nie będę zamęczać znajomych z pracy i siądę gdzieś, gdzie wszyscy zjemy. Padło na włoską restaurację. Właścicielowi bardzo zależało, abyśmy zostali. Zaproponował frytki, smażone na oddzielnej patelni, w roślinnym oleju, plus sałatkę. Zrezygnowana powiedziałam, Yes. Było to takie sobie.

Wafle ryżowe.

Plus czekolada. Na szczęście znalazłam pewną brytyjską sieciówkę, z wegańskimi czekoladami. Kupiłam 4. Dodajcie do tego banana, a nawet da się jakoś żyć.

Dzień drugi, rozkoszny.

Rozkoszny tylko dlatego, że o 6 rano obudzona wirtualnymi psami, których nie było, postanowiłam jednak poszukać w internecie chociaż kawy. Wpisywanie w Google hasła vegan breakfast in Amsterdam mnie zniechęciło. Zainstalowałam (niestety płatną) aplikację Happy Cow i odnalazłam przeurocze miejsce, 5 min od mojego hotelu.

Sugar & Spice

Na miejscu możecie zjeść całkiem pożywne wegańskie śniadanie (granola, jogurt, ciasto bananowe lub kanapki) do tego przepyszna kawa. Obsługa urocza, ceny bardzo europejskie.

I to by było na tyle. W Bangladeszu zjadłam więcej wegańskiego jedzenia niż w Amsterdamie. Wiadomo, zależy to też od organizacji i czasu. Jednak co zasmuca mnie najbardziej, to że w każdym europejskim mieście żyje się tak mało ekologicznie.

Zdrowo, ale nieekologicznie.

Trafiłam do knajpy, która wyglądała na Eco, dostałam posiłek w kartonowym pudełku, z plastikowym widelcem. Do picia proponują 6 smaków herbat. Robione z naturalnych składników, jednak nalewane do plastikowej butelki, za którą płacisz 3 euro.

weganizm

Amsterdam, miasto rozkoszy?

Oczywiście, tylko wtedy gdy szukacie dziewczyn rozbierających się w blasku czerwieni, niczym Roxanne. Wszystko jednak psuje widok wycieczek męskich, robiących ustawkę na zwiedzanie. Do tego mały buszek marihuany, a potem tłuste frytki na zapchanie. Od romantyczności do obleśności. W szybach odbijają się wibratory z nowej cyber skóry, filmy dvd z tym związane.

Dla mnie ważniejsze jest dobre jedzenie, cisza i zieleń. Amsterdam jest jedną wielką imprezą, zupełnie nie mój typ.

PS. Tak jestem wybredna, jeżeli chodzi o jedzenie. Większość potraw jem w domu, dlatego na mieście podchodzę do tego nieufnie. Ogólnie nie lubię jeść na mieście. Stąd wiele moich ocen jest bardzo subiektywnych, wręcz połączonych z marudzeniem.

Agnieszka
Agnieszka

W wolnych chwilach rozmyślam jak zmienić świat na lepszy, poszukując magii człowieczeństwa. Uwielbiam czytać książki i prowadzić działania na rzecz zwierząt. Nie potrafię zupełnie pisać o sobie, wolę o innych.

Artykuły: 272

3 komentarze

  1. Mieszkam w Holandii od 15 lat. W Asterdamie byłam 3 razy…tylko dlatego, że ktoś przyjechał w odwiedziny i chciał pozwiedzać 😉 Dostaje tam szału od natłoku ludzi i turystów pod wpływem. Zdecydowanie wolę moją spokojną ( wiele osób twierdzi nudną ) Hagę. Niestety i tutaj z wegańskim jedzeniem bywa różnie…

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.