Edit: Po badaniach krwi nie potwierdzono fipa, jesteśmy spokojne.
Być może pamiętasz mój ostatni Newsletter, jak czekałam na wiosnę, radowałam się na każdy pączek w ogrodzie, każdy nowy liść, ale wydarzyło się coś, co zupełnie odwróciło moją uwagę od uroków tej magicznej pory roku.
Może przejdę od razu na liczbę mnogą, bo nie będę udawała, że Krystyny to nie dotknęło. Obie chodzimy jak strute od tygodnia, z wizją śmierci w oczach, a wszystko przez to, że Stasiu (nasz kot) znowu miał dziwny epizod chorobowy i do dziś jeszcze nie wiadomo, co dalej?
Pierwsza wizyta na ostrym dyżurze
Poprzednim razem, 26 grudnia wylądowałyśmy z nim w całodobowej klinice we Wrocławiu, bo miał gorączkę i rozpływał się nam między palcami, zbadano krew, dostał środki przeciwzapalne, nic nie wyszło. Epizod minął, przed kastracją wspominałam o tym, ale nikogo właściwie to chyba nie przejęło.
Dodam, że byłam w 2 całkiem znanych klinikach we Wrocławiu, nie to, że w naszym pobliskim mieście ktoś nas olał.
Parę dni temu, Almie wyszła 3 powieka, oczywiście po konsultacji telefonicznej usłyszałam, że to okna duszy i muszę jak najszybciej przyjść. Wzięłam pod pachę też Staśka, bo pomyślałam, że jak to wirus, to jego też zbadamy. Tego dnia jeszcze nic mu nie było, ale w trakcie badania totalnie ześwirował i wyszła mu powieka, po wizycie, wyglądał, jak najgorszy, zabiedzony kot z podwórka. Podejrzenie pasożyt Giardia.
Tydzień na antybiotyku i zbieranie kału przez 3 dni na badania. Niestety pogorszyło mu się tylko, a na wizycie wyszło, że nie ma pasożytów, więc padła najgorsza dla każdego właściciela diagnoza, że prawdopodobnie to FIP. Fip, to taki koci koronawirus, na którego nie ma lekarstwa, ogólnie zabiera w najbliższym czasie zwierzę za tęczowy most.
No więc tydzień cierpienia dla wszystkich, nie wyobrażam sobie życia bez Stasia, Almy bez brata, po tym wszystkim jak o nich walczyłyśmy od narodzin. Wiem, oni pewnie by nie przeżyli, mieli podzielić los wszystkich tych wiejskich za słabych kociaków, ale udało nam się o nie zadbać.
Nie ma diagnozy
Na dziś dzień wiemy tylko, że pasożyt mógł nie wyjść w teście, ale nie można go wykluczyć, nie ma białaczki ani Fiv, częściowo mamy wynik białek na fip, które nie potwierdzają jakichś anomalii, ale dziś jedziemy na kolejne badanie krwi, a to tylko stres. Stasiek po tych wizytach jest bardziej chory, niż od jakiegokolwiek wirusa.
Wesprzyj nas w walce o zwierzaki, zostań Patronką, Patronem Hodowli Słów
W gabinecie jest trzymany przez 4 osoby, żeby pobrać mu krew, zapinany w kaftan, by nie zrobił sobie krzywdy i płacze najbardziej na świecie. W tym tygodniu nie zliczę już razy, jak pękło nam serce. Jego stan na dziś dzień wygląda na stabilny, ale nadal nie mamy żadnej diagnozy. Nie wiem, jak można mieć siłę, żeby przejść przez to wszytko.
Mam nadzieję, że jeszcze będzie pięknie i wszyscy zrelaksujemy się w naszym ogrodzie. Trzymajcie kciuki, nie jestem gotowa na 3 żałobę w tak krótkim czasie.