O śmierci zwierząt i lęku społecznym

To było ciężkie przeżycie, ale chciałam towarzyszyć małemu w jego ostatnich chwilach, dać mu ciepło i spokój. Zobaczyłam, jak uchodzi z niego życie. Z powolnego oddechu i łapania tchu przeszedł do wygięcia grzbietu, nastroszenia igieł w jeżowy sposób i rozdziawienia paszczy, przez którą jakby wyszło życie. Ciało szybko stało się puste, nijakie, osobowość zniknęła. Zdałam sobie sprawę, że śmierć wygląda podobnie w każdym ciele.

Zastanawiam się, czy tak będzie wyglądała nasza śmierć? Nagle pozostaje tylko puste naczynie, a dusza ulatnia się gdzieś tam w inny świat. Trochę to smutne, ale i niesamowite, że istniejemy, że mamy świadomość, że mamy ciała, które funkcjonują w tak skomplikowany sposób.

Być może jestem nostalgiczna, ale taki czas, październikowy. Moją największą obawą jednak jest to, że kiedyś z Krystyną przestaniemy istnieć, że nie spotkamy się już nigdy. W takich momentach zazdroszczę osobom wierzącym, że mają nadzieję, że wierzą w inne życie po śmierci. Chciałabym, aby nasze cząsteczki spotkały się w jakiejkolwiek postaci raz jeszcze, bo nasze wspólne życie to najlepsze, co mogłam sobie wymarzyć.

Krystyna zapytała mnie ostatnio, czy żałuję, że ją poznałam. Z uśmiechem powiedziałam, że nigdy w życiu. Wiem, że zapytała, bo do domu trafiły kolejne zwierzęta, bo nie umie odmówić im pomocy, ale ja mam dokładnie tak samo.

Choć zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko, utrudni nam to życie i będzie wymagało naszego czasu, pewnie nie raz się załamiemy, albo co najgorsze pochowamy jakieś zwierzę, to nie umiem inaczej. Z przerażeniem, zmartwieniem, robimy wszystko, co możemy. Co nam pozostało? Obserwowanie, jak nieludzcy są ludzie? Jak pozwala się cierpieć ludziom na granicach państwa katolickiego, państwa miłosiernego? Jak Ci ludzie mają pomagać zwierzętom, skoro są obojętni na krzywdę innych ludzi?

Te wszystkie wydarzenia z ostatnich lat i dni mocno odbiły się na moim zdrowiu psychicznym. Tutaj dokonuję coming outu po raz drugi.

Przez rok byłam na terapii, dochodząc do tego, dlaczego nagle tracę głos, mam podwyższoną temperaturę po każdym stresującym spotkaniu a na myśl o wyjeździe skręca mnie w żołądku? 12 spotkań uświadomiło mi, że to fobia społeczna, lęk, którego objawami są te wszystkie fizyczne symptomy mojego ciała.

Przebywanie w miastach, blisko ludzi, w pociągach gdzie narażona jestem na te wszystkie dźwięki (a słyszę bardzo dobrze), światła, informacje, ciasnota powodują, że chce mi się wymiotować i uciec, schować się do nory. To dlatego, jak wracam z jakiejś podróży, odchorowuję to przez tydzień, prosty wyjazd do lekarza, kosztuje mnie w zamian migrenę. Przebywanie u kogoś, gdzie nie mam drogi ucieczki, nie mogę po prostu pójść do domu, mnie przeraża i nie wiem zupełnie kiedy to się stało, zauważam podstawy, które były widoczne już 10 lat temu, ale nie wiedziałam, czym są spowodowane.

Dodatkowo okazało się, że mocno mam utarte schematy wysokiego samokrytycyzmu, w skrócie moja ambicja mnie wykańcza. Po terapii zadowolona, wiedziałam, jak sobie ze wszystkim radzić tylko okazało się, że wcale tak nie było.

Zaburzenia snu, które mam od czasów korporacji nasiliły wszystko, jak wiadomo, problemy ze snem, to bardzo szybka droga do depresji. Stres w pracy, obowiązki nad tyloma zwierzakami, państwo, które nas nie akceptuje i ciągłe martwienie się o życie zrobiły swoje. Nie dałam już rady, postanowiłam zgłosić się do lekarza, psychiatry. To dopiero początek, ale już wiem, że leczymy moje lęki i w samą porę się zgłosiłam, zanim wyszła z tego poważna depresja.

I nie, branie leków nie jest scenariuszem z filmu Lot nad kukułczym gniazdem. Nie jestem specjalistką, ale przez te wszystkie filmy dziś ludzie, którzy potrzebują wsparcia, są stygmatyzowani. Czasami trzeba poprawić biochemię mózgu, dodać sobie serotoniny, by po prostu móc funkcjonować lepiej. Długo się sama przed tym broniłam, bo uważałam, że nie potrzebuję leków, że dam sobie radę sama, ale ile można nie spać? Im więcej czytałam na ten temat i słuchałam podcastów, tym bardziej do mnie docierało.

Ktoś mi wczoraj napisał, że dziękuje za Instastory, w którym wspomniałam o moich lękach, bo to pomogło. Skoro nawet taka super Rahela, która uciekła z miasta na wieś, ma wspaniały związek i wymarzony dom, ma takie problemy, to znaczy, że zdarza się każdemu.

Dlatego postanowiłam w wątku o śmierci i naszych zwierzętach poruszyć ten temat. Nasze życie jest dobre w większości czasu, bo rozumiemy się z Krystyną doskonale, bo wspieramy się w tak trudnych chwilach jak terapie i śmierć zwierząt, którym oddałyśmy serce. To samo życie jednak jest też pełne strachu o przyszłość, pełne problemów innych niż w mieście, pełne niewiadomych, ale idziemy przez to życie razem. Razem z Tobą też, bo w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi, może nasze życia są różne, ale nasze ciała są nadal tylko pojemnikami dla duszy, złożonymi organizmami, które czasami trzeba zresetować, przeprogramować i uleczyć.

Fobia społeczna (nerwica społeczna, zaburzenie lęku społecznego) – zaburzenie lękowe z grupy zaburzeń nerwicowych, często mylone z nadmierną nieśmiałością, w którym chory odczuwa lęk wobec wszystkich lub niektórych sytuacji społecznych[1]. Lęk dotyczący kontaktów z innymi ludźmi powoduje znaczne ograniczenia życiowe u osób z tym zaburzeniem. Fobia społeczna jest jednym z najczęściej diagnozowanych zaburzeń psychicznych[2]. Przez niektórych naukowców uznawana za chorobę cywilizacyjną.

https://pl.wikipedia.org/wiki/Fobia_spo%C5%82eczna

Agnieszka
Agnieszka

W wolnych chwilach rozmyślam jak zmienić świat na lepszy, poszukując magii człowieczeństwa. Uwielbiam czytać książki i prowadzić działania na rzecz zwierząt. Nie potrafię zupełnie pisać o sobie, wolę o innych.

Artykuły: 272

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.