Gdańsk to takie miasto, że jak nic się nie dzieje, to trwa to miesiącami, a jak już coś zaczyna się dziać, to zawsze tego samego dnia. Poza tym zawsze wieje wiatr, ale lubię to miasto. Ostatnio nawet bardziej, bo zaczyna doganiać Warszawę w opcji wegańskiego stylu życia. Oczywiście poruszamy się z prędkością SKM-ki, a nie Pendolino, ale dzięki temu da się zanotować zmiany w krajobrazie.
Veganmania: o tym chcę pisać, po raz kolejny. Nie wierzę, że wyjdą te słowa z mojej głowy, gratulację dla organizatorów, naprawdę. Pomimo iż spędziłam tam tylko godzinę, czekając na jednego burgera, to udało mi się zauważyć postęp, w kwestii każdej.
Od miejsca, super wybór (rok wcześniej Zatoka Sztuki jak dla mnie to zbyt „puste” i nic nieznaczące miejsce oprócz afer seksualnych, narkotyków i słynnego dachu). Sztuka Wyboru to ładna przestrzeń, ładna, to trzeba podkreślić, a przede wszystkim jakaś taka, przyjazna. Nie będę opisywać każdego stoiska po kolei, bo nawet nie miałam czasu na obejrzenie wszystkiego, ale to, co widziałam, mówi jedno: jest zajebiście. Mamy sklepy ekologiczne, mamy restauracje, knajpy, mamy co jeść. Są ludzie, którzy tworzą ten klimat, przekazują i dzielą się nim dalej. Wśród odwiedzających, można było zobaczyć także sporo ludzi spoza „środowiska”, ciekawych po prostu tego wydarzenia i to jest wielkim plusem.
Bo my, wiadomo, jak coś chcemy, to raczej wiemy gdzie tego szukać. Wiemy jak smakuje burger jaglany (chociaż ten z Krowarzywa smakuje wyjątkowo) to są ludzie, którzy nie wiedzą, a na tej imprezie mogli spróbować wszystkiego. Wegańskich lodów, burgerów, kebaba, hummusu itp. No może z tym kebabem to przesada, bo ja się nie mogłam nacieszyć, podobno brak zasilania i czas oczekiwania ponad godzina, szkoda, poszłam przede wszystkim w tym celu. Reasumując i mając w pamięci dwie poprzednie imprezy, ta naprawdę była dobra.
Mimo kolejek, masy ludzi można było odczuć Peace and love i cieciorkę! Gdyby paru wystawców postanowiło otworzyć u nas swoje knajpy, byłoby wspaniale, bo nie oszukujmy się i tu, uwaga, subiektywna ocena, nasze knajpy są nie do końca „smakowe„. Spełniają raczej funkcję wegańskich fast food’ów niż restauracji. Dzień wcześniej, odwiedziłam Avocado na Przymorzu.
Tłumy, cieszą oczy, pyszne lemoniady, pyszny hummus na przeczekanie (świetny pomysł), idealna obsługa, ale smak jak trochę lepszy BioWay. I nie chcę tu nikogo obrażać, bo kibicuję Avocado od początku, a jak dołączyła do nich Zeta to już najbardziej. Przejmijcie proszę władzę w Trójmieście. Wyróżnijcie się smakiem. Wasza obsługa jest zajebista, lokale także, natomiast dania są na takim sobie poziomie. Chciałabym móc zabrać znajomych z Warszawy do was i powiedzieć, tu jest najlepsze wegańskie żarcie w Gdańsku.
Żeby nie było, jestem pozytywnie zaskoczona minionym weekendem, przejazdem rowerowym na ok. 20 tys. osób, Avocado na Przymorzu (mimo wszystko) i najlepszą do tej pory Veganmanią. Dobrze patrzeć, na takie dobre zmiany.