Open Rescue – wywiad z osobą ratującą zwierzęta

Na wstępie chciałam napisać, że to nie jest tak iż ktoś sobie idzie na fermę i wyciąga po kolei każde zwierzę.

1. Ostatnio widziałam świetny filmik opublikowany przez Otwarte Klatki, mała dziewczynka ratuje tam kury, pomyślałam wtedy, że to taka mała Ty i pozazdrościłam tej dziecięcej świadomości, jak to się zaczęło, że postanowiłaś pomagać zwierzętom?

Zwierzęta od zawsze towarzyszyły mi w życiu, a szacunek do nich przekazali mi moi rodzice. Odkąd pamiętam, czułam bardzo mocną więź ze zwierzętami. Najpierw tymi domowymi, bo pomimo dużej wrażliwości, w dzieciństwie nie miałam świadomości skąd się biorą mięso, jajka, nabiał.

Wtedy w internecie nie było zbyt dużo materiałów na ten temat. Dopiero później uświadomiły mnie rozmowy ze znajomymi, książki oraz ulotki organizacji animalistycznych, chyba przede wszystkim Empatii. Do Otwartych Klatek dołączyłam przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Miałam za sobą już jakieś aktywistyczne doświadczenia, ale dopiero w Otwartych Klatkach zaczęłam działać dla zwierząt na cały etat – dosłownie i w przenośni.

2. Po rozmowach ze znajomymi aktywistami wiem, że takie akcje zostawiają wielkie blizny w głowie, jak sobie radzisz z tymi koszmarnymi snami, powidokami?

Niestety nie zawsze sobie radzę. Często jest tak, że koszmarne obrazy wracają po jakimś czasie, tak jakby specjalnie czekały na mój gorszy dzień. Wystarczy jakiś drobiazg, który totalnie wytrąci mnie z równowagi. Bywa, że mam problemy ze snem, apetytem, wahania nastrojów.

To trudne, zwłaszcza dla moich najbliższych. Bardzo długo nie wiązałam tego z moim aktywizmem, nie wiedziałam co się ze mną dzieje, nie potrafiłam nazwać tych wszystkich niepokojów, które mnie dręczą. Zaczęłam o tym czytać i rozmawiać z ludźmi. Wtedy okazało się, że nie jestem z tym sama, a te wszystkie zagadkowe stany i koszmary to wynik stresu pourazowego.

Na ile to możliwe, staram się znaleźć czas na swoje pasje: uwielbiam chodzić do kina, sporo czytam – wtedy mam głowę wolną od problemów. Dużo radości daje mi przebywanie z moimi zwierzętami. Mam psy, kozy i indyki, te ostatnie zostały uratowane z fermy przemysłowej. Kontakt ze szczęśliwymi zwierzętami jest najlepszą terapią: pozwala, przynajmniej na chwilę, zapomnieć o tym co dzieje na fermach. Możliwość obserwacji zwierząt w godnych i bezpiecznych warunkach daje zupełnie inny rodzaj optyki.

Dlatego staram się też odwiedzać zaprzyjaźnione azyle i sanktuaria. Na pewno chciałabym też wrócić do większej aktywności fizycznej: kiedyś dużo chodziłam po górach i nałogowo jeździłam na rowerze – zdecydowanie to jest mój plan na wiosnę!

Open Rescue - jak ratować zwierzęta?

3. Historia, którego zwierzęcia z akcji wywołała w Tobie największe emocje i dlaczego?

Paradoksalnie unikam nawiązywania kontaktu z konkretnym zwierzęciem. Staram się nie nawiązywać więzi, unikam dotyku, a nawet kontaktu wzrokowego. Patrzę przez obiektyw i staram się skupić na dokumentowaniu smutnej rzeczywistości ferm przemysłowych.

Oczywiście nie zawsze jest to możliwe. Mam świadomość, że przedstawienie perspektywy i historii jednego zwierzęcia ma dużo większą siłę rażenia. Łatwiej jest nam się wczuć w los konkretnego kurczaka z połamanymi nogami, niż spojrzeć przez pryzmat 40 tysięcy identycznych istot upchniętych w jednym kurniku.

Jeśli jednak miałabym wymienić tego jednego jedynego to chyba byłby to lis Cyryl. Został znaleziony na jednej z ferm futrzarskich w Polsce. Miał paskudne, otwarte złamanie łapy, oczywiście nieleczone.

Open Rescue - jak ratować zwierzęta?

Trudno mi sobie wyobrazić jak bardzo musiał cierpieć. Zwierzęta hodowlane tylko teoretycznie mają takie same prawa jak domowe. Gdyby ktoś tak traktował psa to nie byłoby problemu z odebraniem go od znęcającego się właściciela.

W przypadku zwierząt gospodarskich jest inaczej. Są zupełnie bezbronne, cierpią po cichu, w dodatku za wysokimi murami ferm, więc to cierpienie jest praktycznie niedostrzegalne. Przemysł o to zadbał: praktycznie nie widzi się już wolno wypasających się zwierząt. Nawet na wsi, gdzie obecnie mieszkam, zwierzęta w obejściach to rzadkość.

Wszystko przeniosło się do ogromnych hangarów, często zresztą bez okien, do których zwykły człowiek nie ma dostępu. Dokonując wyborów konsumenckich mitologizujemy sobie obrazki o szczęśliwych zwierzętach na łąkach, a jeszcze częściej wcale się nie zastanawiamy nad ich losem. Bo nic o nich nie wiemy. Dlatego właśnie śledztwa na fermach są czasem jedynym środkiem do pokazania prawdy o hodowli przemysłowej zwierząt.

Wracając do Cyryla: walka o uratowanie go była bardzo trudna i długa. Na szczęście zakończyła się sukcesem, a Cyrylowi udało się znaleźć bezpieczny dom. Zamieszkał w azylu w poznańskim ogrodzie zoologicznym, gdzie wraz z kilkoma innymi lisami, stał się ambasadorem wszystkich innych zwierząt, co roku masowo zabijanych na polskich fermach futrzarskich.

Niestety złamanej łapy nie udało się uratować, konieczna była amputacja. Cyrylowi jednak w żaden sposób nie przeszkadza to w codziennym funkcjonowaniu. Odwiedzam go kilka razy do roku. Radość i satysfakcja z tych spotkań jest nie do opisania.

4. Czy będziesz to nadal robić?

Jestem przekonana, że decyzja o związaniu się z ruchem prozwierzęcym była jedną z najważniejszych w moim życiu, więc nie wyobrażam sobie, że mogłoby coś się zmienić. Nie wiem czy długo będę działać w takiej formie jak obecnie, bo jest to bardzo wyczerpujące. Dlatego w miarę możliwości czasowych, staram się rozwijać też na innych polach. Strategie i metody aktywizmu się zmieniają, cel pozostaje ten sam.

Open Rescue - jak ratować zwierzęta?

5. Jedno marzenie, które mogłabyś spełnić, jakie by było?

Z marzeń realnych myślę, że byłby to zakaz hodowli zwierząt na futra w Polsce. Aktywizm w kampaniach dążących do wprowadzenia takiego zakazu jest szczególnie bliski mojemu sercu, bo w zasadzie od tego zaczęła się dla mnie poważniejsza działalność w ruchu animalistycznym.

Zamykanie dzikich zwierząt w ciasnych klatkach, w koszmarnych warunkach, tylko po to aby je oskórować i zerwać z nich futro jest wyjątkowym barbarzyństwem. Oczywiście: na fermach żyją, cierpią i umierają miliardy innych zwierząt. Cierpią w imię naszych preferencji żywieniowych, mody, urody, nauki… Jestem jednak realistką, zmiany w systemie będą trwały latami, a ruch animalistyczny nie osiągnie ich sam. Potrzebne są: współpraca z biznesem, wspieranie nauki i rozwijanie roślinnych alternatyw białka, edukacja itd.

Za mojego życia świat nie stanie się wegański, a zwierzęta nie przestaną cierpieć. Ale jak najbardziej realne jest zamknięcie wszystkich ferm futrzarskich, bo to wyjątkowe okrucieństwo na które nie może być zgody w XXI wieku. Wierzę, że dokładam do tego swoją malutką cegiełkę.

Chcesz zobaczyć więcej? Sprawdź ten profil: https://www.instagram.com/invisibleanimal/

Agnieszka
Agnieszka

W wolnych chwilach rozmyślam jak zmienić świat na lepszy, poszukując magii człowieczeństwa. Uwielbiam czytać książki i prowadzić działania na rzecz zwierząt. Nie potrafię zupełnie pisać o sobie, wolę o innych.

Artykuły: 272

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.