Koło czasu
Jestem kobietą wychowaną w rodzinie myśliwych, ta historia jednak jest o kole czasu, które teleportuje mnie między wydarzeniami z mojego życia.
Wyobraź sobie, że mój dziadek był królem łowiectwa, ja nawet nie wiem, co to dokładnie znaczy, ale pamiętam jego koronę w domu, dużo broni i martwe zwierzęta jako trofea wiszące na ścianach. Nie do końca takie obrazy chciałam pamiętać z dzieciństwa, ale myślę, że to one ukształtowały moje przyszłe życie.
Za każdym razem gdy patrzyłam na głowę koziołka wiszącą na ścianie i jego sztuczne oczy w domu babci, nie mogłam uwierzyć, że to zwierzę nie żyje. Był taki prawdziwy, dostojny i piękny.
Trudno było wychowywać się w tym otoczeniu pełnym tradycji, alkoholu
i martwych zwierząt (w skrócie). Nie rozumiałam, dlaczego nasze psy jeżdżą na polowanie, z czasem wszystko zaczęło się klarować.
Czułam, że świat jest niesprawiedliwy, tak zaczął się mój aktywizm na rzecz zwierząt, choć wtedy tego jeszcze nie wiedziałam. Po latach dołączyłam do organizacji Anima International, gdzie mogę walczyć o lepszy los dla zwierząt hodowlanych, prowadzę swoją organizację, która teraz działa na rzecz bezdomnych zwierząt w Polsce, ale jest jedna rzecz, która uwiera mnie od dawna, być może przeczuwasz jaka?
Zabijanie zwierząt dla przyjemności, kult łowiectwa połączony z bezsensowną tradycją, tak mocno zakorzeniony w Polsce, że nawet w Sejmie ciężko zmienić to ustawą, bo na ławach zasiada wielu myśliwych. Widziałam, jak obdziera się zwierzęta ze skóry, byłam osobą, która pomagała robić naboje do dubeltówki nie wiedząc, co to tak naprawdę znaczy, uczyłam się strzelać do celu z wiatrówki, choć w tamtych czasach, to chyba każdy się uczył w szkole?
Dziś mam kilka rzeczy wspólnych z myśliwymi:
- strój maskujący,
- podchody do zwierząt,
- celowanie do nich z odległości, tylko ja to robię przez wizjer aparatu.
Dziś spotykam dziką zwierzynę na co dzień, uciekłam z miasta na daleką wieś, do pięknej Doliny Baryczy a moja przygoda z fotografią rozpoczęła się od pewnego momentu magicznego momentu.
Magiczna godzina
Tego dnia wyszłam o 5 rano na pole (prawdziwe pole, ludzie z Krakowa:)), była przepiękna, gęsta mgła dookoła lasu, czekałam na złotą godzinę, chciałam uchwycić ten moment rozpływania się mgły w promieniach słońca.
W tym czasie nie było mnie nawet stać na porządny statyw, więc siedziałam w wilgotnej od rosy trawie, opierając mój tele obiektyw o kolano, gdy w pewnym momencie moim oczom ukazał się on!
Prawie identyczny, jak ten, którego pamiętałam z dzieciństwa, koziołek. Ciarki przeszły moje ciało, bo nagle jakby wszystko w moim życiu zatoczyło koło. Jestem tu ja i on, patrzymy sobie w oczy, prawdziwe, przepiękne oczy a on pozwala mi zrobić to zdjęcie.
Doskonale wie, że ja jestem obok, pozwala mi na tę obecność, przywołuje resztę stada, a ja czuję, że doświadczyłam, czegoś, czego nie da się opisać słowami. To spojrzenie dzikiemu zwierzęciu w oczy, to zaufanie, które trwa tak naprawdę krótką chwilę, jest najpiękniejszym momentem w fotografii dzikich zwierząt.
Tego dnia wszystko się zmieniło, magiczny moment zostanie w mojej głowie na zawsze. Tak rozpoczęła się moja pasja, fotografii dzikiej przyrody. Mogę obiecać, że to nie koniec, zarówno zdjęć jak i samej walki o lepszy los dzikich zwierząt.
Daj znać w komentarzu, jak podoba Ci się ta historia?
Jeżeli chcesz obejrzeć więcej zdjęć, zapraszam tu: https://agnieszkaolszak.myportfolio.com/
Jeżeli chcesz kupić zdjęcia z tego magicznego dnia, zapraszam tu:
https://www.etsy.com/pl/shop/QuiteaBoringLife zysk przeznaczam na rozwój swojej pasji, aby móc wam przekazywać piękno prosto z Doliny Baryczy.